Dożywocie (2001)
Komedia Aleksandra Fredry w reżyserii Wojciecha Pszoniaka z 2001 roku. Prof. Ignacy Chrzanowski, pisał o „Dożywociu”, że jego osnowa „nie jest jedwabna, tylko z pajęczyny, niewiele więcej warta, tak w swoich pomysłach konwencjonalnych słaba, wiotka, mało prawdopodobna. Tak, ale w tej pajęczynie zawisł wspaniały okaz pająka, któremu na imię Łatka”. Rzeczywiście, od tej postaci zależy sukces każdej inscenizacji „Dożywocia”, toteż w dziejach teatru grywali rolę Łatki najwięksi – Wincenty Rapacki, Ludwik Solski, Jacek Woszczerowicz, Tadeusz Łomnicki. Wojciech Pszoniak, odtwórca głównej roli w tym spektaklu, zarazem reżyser i autor adaptacji telewizyjnej, stworzył wizerunek zadziwiająco współczesnego małego człowieka do małych interesów, goniącego za pieniądzem nieustannie i… pechowo.
Zresztą cała gwiazdorska obsada zapada w pamięć – Gustaw Holoubek jako Jan Twardosz – nieruchawy, mrukliwy, niewzruszony w interesach, twardy w obejściu, jak sugeruje nazwisko, doskonałe przeciwieństwo rozbieganego Łatki i zarazem idealne dopełnienie lichwiarskiego duetu. Albo Olgierd Łukaszewicz jako Orgon – trzeci z modelowej trójcy skąpców, wygłaszający wszakże ze szczerym frasunkiem słynny monolog „Świecie, ty krętoszu stary / Świecie, świecie bez czci, wiary...”.
Przedtem jednak Piotr Fronczewski, także w kostiumie z epoki, przedstawia „na stronie” nieodzowny dla współczesnego widza przypis, krótką definicję dożywocia – zapisu testamentowego umożliwiającego „czerpanie aż do śmierci stałego dochodu w formie pensji. Obdarowany może sprzedać dożywocie za gotówkę i wówczas nabywca będzie pobierał ową pensję, co mu się tym bardziej opłaca, im dłużej żyje pierwotny posiadacz dożywocia”. Oto istota sprawy, jądro komedii i ustawicznych kłopotów imć Prospera Łatki, który wszedł w posiadanie dożywotniej renty znanego hulaki, Leona Birbanckiego. Zdesperowany lichwiarz, który troszczy się o birbanta czulej niż rodzony ojciec, w końcu postanawia pozbyć się kłopotu i odsprzedać Twardoszowi prawa do dożywocia, póki jeszcze można choć trochę na tym zarobić. Dwukrotnie nieomal mu się to udaje, ale zawsze w ostatniej chwili coś pokrzyżuje plany Łatki. Spore korzyści, jak się spodziewa, powinno mu także przynieść małżeństwo z Rózią, córką Orgona. Serce Rózi skłania się jednak ku Leonowi, którego dziewczyna zna od dziecka. Birbancki również nie wyobraża sobie, by wychowanica jego matki mogła poślubić „tego krzywonosa, dla nędznego jego trzosa”. I znów Łatka jest w niemałym kłopocie – „...tu kochanka... a tu krocie”.
Autor: Aleksander Fredro
Scenografia: Andrzej Haliński
Kostiumy: Dorota Roqueplo
Zdjęcia: Bogdan Stachurski