Ciężkie czasy

Wielokrotnie z powodzeniem wystawiana w polskich teatrach komedia Michała Bałuckiego (1837-1901). Bałucki tym razem wyśmiewa przywary nie mieszczaństwa, lecz szlachty galicyjskiej – niegospodarność, rozrzutność, życie na pokaz, próżność wszelkiego rodzaju. Wedle jego diagnozy, sprawcami „ciężkich czasów” są ci, którzy na nie narzekają. Refleksja godna uwagi do dziś. Komediopisarz wprowadza na scenę galerię barwnych postaci, z których większość dumnie dzierży „sztandar szlacheckiej godności” pomimo plag, jakie los im zsyła. Grad młóci, powodzie zalewają, niszczą podatki albo Żydzi siedzą na karku, a szlachta z desperacji pije węgrzyna i szampana. Bajkowski zgrał się do nitki, Giętkowski ma więcej długów niż włosów na głowie, bo majątek po ojcu poszedł na zbytki i fanaberie żony i córki, wciąż pozostającej w panieństwie, Kwaskiewicz jest przekonany, że czegokolwiek szlachcic się tknie, i tak się nie uda. Jedynie tradycjonalista Żuryło, który umie poprzestać na małym, źródeł bogactwa szuka w gospodarowaniu oszczędnym i racjonalnym. Lechicki, gospodarz domu, w którym zbierają się panowie szlachta z rodzinami, przekazał majątek synowi – panicz Juliusz chce gospodarzyć „po amerykańsku”, a na razie szasta pieniędzmi rodziny, by zrobić wrażenie na potencjalnych partnerach w interesach. Młody Lechicki planuje założenie Banku Ratowania Szlachty, a w dalszej kolejności – budowanie fabryk, które przyniosą miliony, ponieważ Ameryka zasypuje Galicję zbożem i na polu rolnictwa „kraj leżący poza kręgami cywilizacji europejskiej” nie może konkurować ze światowymi producentami. Zdjęcia: Bogdan Stachurski; Scenografia: Tatiana Kwiatkowska; Muzyka – Dariusz Żebrowski.