Sekundy, które zmieniły życie
Mariusz, rolnik, skromny, oddany, zawsze pomocny otoczeniu. Wyjechał na chwilę z domu, gdy chwilę wcześniej jego mama paliła w domowym piecu śmieciuchu. Wystarczyła chwila, wybuchł pożar. Sąsiadki zauważyły go odmawiając różaniec przy świętej figurce w Koseminie. Pobiegły szybko do domu Mariusza myśląc, że prawdopodobnie cała rodzina płonie. W domu był tylko tata Mariusza i to jego wyciągnęły z domu. Szczęśliwie nikt nie ucierpiał, ale dom spłonął doszczętnie, pozostał tylko fragment przybudówki z jednym pokojem, w którym dziś mieszka trzyosobowa rodzina. Ogień strawił dobytek życia budowany przez kilka pokoleń, z czym trudno pogodzić się rodzinie, choć najważniejsze, że mają siebie, że ogień nie przeniósł się na budynki gospodarcze oborę i stodołę, gdzie przebywały hodowane przez Mariusza krowy. Marzy dziś tylko by odbudować rzeczywistość, by zapewnić rodzicom dach nad głową, a w szczególności tacie, który po zeszłorocznym udarze i pobycie w szpitalu potrzebuje spokoju. A takim spokojem był wcześniejszy dom.