Sekundy, które zmieniły życie

Ks. Jerzy, uwielbiał wędrówki po górach, w górach spędził też większą część dzieciństwa, dlatego od zawsze były mu bliskie. Wraz z grupą znajomych, wiernych z parafii, na której rozpoczął swoją posługę, był na wycieczce w Tatrach. Giewont miał być pierwszym ze zdobytych szczytów, ale okazał się ostatnim. Będąc już przy samym krzyżu na Giewoncie, zdążył zrobić sobie selfie, gdy rozpętało się piekło. Pomruki burzy słyszalne z oddali przerodziły się w uderzenia pioruna w szczyt Giewontu. Pierwsze z nich rozerwało but ks. Jerzego, odebrało także władzę w jednej stopie. Chciał jednak zejść niżej, czuł zagrożenie, ale z uwagi na ogromną liczbę turystów na szczycie było to utrudnione. Udało mu się przemieścić kilka metrów w dół. Kolejne uderzenia pioruna sprawiły jednak, że został unieruchomiony, był zdany na pomoc ratowników TOPR. Zabrał go ze szczytu z ranami od odłamków oraz poparzeniami od pioruna helikopter TOPR. Do dziś odczuwa lęk przed burzą, a zdrowie fizyczne nie pozwala na powrót do podobnych wypraw. Wierzy, że będzie pewnego dnia mógł w nie wyruszyć, choć dziś ważniejszy jest praca w parafii, od której z uwagi na wypadek miał przerwę.